piątek, 6 lutego 2015

Michaił Bułhakow i Władimir Majakowski

Dwie znane postacie rosyjskiej literatury. Obie wywołujące mnóstwo emocji. Jakie ich łączyły stosunki? 

No cóż, niespecjalnie się lubili. Pierwszy był komunistą i piewcą rewolucji, drugi tradycjonalistą i wyznawcą konserwatyzmu. Choć były kwestie, w których pewnie mieliby podobne zdanie, generalnie ich poglądy znajdowały się na przeciwnych gospodarczo-społecznych biegunach. Bułhakow nie przepadał za Majakowskim ze względu na jego lewicowe przekonania i służalcze podejście do władzy, z kolei ten drugi uważał pierwszego za reakcjonistę, wstecznika i przedstawiciela starego, burżuazyjnego porządku. 

Ich pierwsze spotkanie dość jasno zdefiniowała charakter dalszych stosunków. 

Było to na początku lat dwudziestych. Bułhakow, z pochodzenia Kijowianin, przybył właśnie do Moskwy, w której Majakowski miał już status gwiazdy. Spotkanie z bolszewickim pisarzem nie byto łatwe, jednak Bułhakow wykorzystawszy swoje znajomości wśród literatów, uprosił jednego by ten załatwił mu krótką audiencję. Udało się. Przyszły autor "Mistrza i Małgorzaty" został przedstawiony rewolucjoniście po jakimś wiecu. Rozmowa wyglądała następująco:
- A ja pana znam! - rzecze Bułhakow.
- Tak?! A skąd? - odpowiada zaskoczony Majakowski.
- Był Pan u mnie w gabinecie leczyć syfilis - rzuca radośnie Kijowianin, z zawodu lekarz.
Ten, bądźmy szczerzy, niespecjalnie wyszukany żarcik dobrze obrazuje stosunek Michaiła do starszego kolegi. 

Oczywiście Majakowski nie pozostawał dłużny. Od tej pory konsekwentnie i dość bezpardonowo krytykował pisarstwo Bułhakowa, przysparzając mu sporo problemów. W swoim dziele "Pluskwa" pozwolił sobie też na zabawną uszczypliwość. Akcja dramatu dzieje się w przyszłości. W jednej ze scen pewien profesor nie znając znaczenia słowa 'bałagan' sięga po słownik słów umarłych. Tam wertując czyta kolejnobluźnierstwo... bohema... Bułhakow... Ha! Umieszcza więc Majakowski nazwisko swego niezbyt lubianego kolegi po fachu wśród wyrazów zapomnianych, symboli dawnego burżuazyjnego porządku... Pomysłowa szpila, trzeba przyznać. Ale jednocześnie, co czas pokazał, niebywałe przestrzelenie.

Kijowianin nie chciał być gorszy. W "Mistrzu i Małgorzacie" wykorzystał cechy charakterologiczne Majakowskiego do stworzenia postaci poety Riuchina. Bułhakow nie szczędził ostrych słów, opisując literata jako „skretyniałe beztalencie” z „obłudną fizys”, a jego twórczość nazwał „nadętymi wierszydłami”.

Mimo tych złośliwości pisarze spotykali się czasem na niwie prywatnej. Lubili na przykład zagrać w bilard (Majakowski zazwyczaj wygrywał), a ich pojedynki cieszyły się dużą popularnością. Widzowie wiedzieli przecież jakie obu pisarzy łączą stosunki. Rywalizacja prowadzona była jednak zazwyczaj w spokojnej atmosferze, a gracze rozstawali się potem, ku rozczarowaniu licznych gapiów, w pozytywnych nastrojach. Gdy Majakowski popełnił w 1930 roku samobójstwo, Bułhakow pojawił się na jego pogrzebie, tak więc, pod warstwą niechęci, jakaś doza wzajemnego szacunku musiała się kryć. 

Co ciekawe choć ich drogi i decyzje życiowe były kompletnie różne obaj doświadczyli skomasowanych ataków ze strony usłużnej władzy krytyki. Cóż, reżim sowiecki mało kogo oszczędzał. Majakowski podpadł pod koniec lat dwudziestych negatywnie odnosząc się w swoich dziełach do zbiurokratyzowanej, aparatczykowej radzieckiej rzeczywistości, która znacząco odbiegała od wcześniejszej wyidealizowanych wizji porewolucyjnego świata. Z kolei Bułhakow w zasadzie przez całą karierę był na cenzurowanym, w szczytowym momencie zaszczucia został zwyczajnie zupełnie zamilczany, nie wydawano mu absolutnie nic, jego sztuki pozdejmowano z teatrów, literacko nie istniał. Zmarł w 1940 r. jako przeciętny, niezbyt ceniony pisarz. 

Były więc punkty, w których smutna radziecka rzeczywistość spotykała obu naszych bohaterów. 

Upływający czas też ich połączył, choć było to przelotne spotkanie - panowie ujrzeli się na chwilę dryfując po liście najbardziej docenianych XX-wiecznych pisarzy rosyjskich. Majakowski pikował akurat ostro w dół, podczas gdy Bułhakow, po objawieniu światu "Mistrza i Małgorzaty", piął się na szczyt w zadziwiającym tempie. Mignęli pewnie gdzieś sobie nawzajem, pędząc po tym subiektywnym rankingu, a wtedy Bułhakow mógł się poczuć niczym bohaterowie Majakowskiej "Łaźni" mknący ku świetlanej przyszłości, podczas gdy jego rywal leciał w otchłań niemal jak zdezorientowany Korotkow w zakończeniu Bułhakowskiej "Diaboliady".

Wysoka pozycja Bułkakowa do dziś się utrzymyje, z kolei Majakowski zdaje się powoli ponownie zyskiwać na znaczeniu, jednak dawnej chwały już się raczej nie doczeka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz